Po głosowaniu ws. Lotosu widać, że PO się chwieje.

Europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski był jednym z polityków najmocniej zaangażowanych w akcję obrony Lotosu przed sprzedażą. W rozmowie z serwisem stefczyk.info przyznał, że to sukces tysięcy Polaków, który nie byłby możliwy dzięki kilku posłom PO i PSL, którzy zagłosowali zgodnie z własnym sumieniem. Mamy do czynienia z wielkim sukcesem społeczeństwa obywatelskiego, obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej w obronie Lotosu, żeby ten najpiękniejszy skrawek polskiego przemysłu strategicznego, perła w koronie Pomorza i druga-trzecia najnowocześniejsza rafineria w Europie pozostała w rekach polskich po wsze czasy, a przynajmniej do czasu, kiedy nie zostanie zmieniona ustawa o tym, że większościowy udział w spółce ma zawsze pozostawać w rękach Skarbu Państwa. Jest to sukces grupy zapaleńców, których pełnomocnikami byli Krzysztof Steckiewicz oraz Ireneusz Lipecki. Nie ukrywam, że obaj członkowie klubu Solidarnej Polski w Gdańsku. Nieczęsto udaje się tak niewinną, szlachetną i czystą inicjatywę przeprowadzić przez bezdroża bezdusznej polityki. Inicjatywa została poparta przez 200 tysięcy Polaków swoimi podpisami. Szczególny ukłon należy się słuchaczom Radia Maryja, którzy masowo poparli tę akcję. To jest też generalnie sukces opozycji, dlatego że przy tak sprawnej maszynce do głosowania, jaką dysponuje Platforma, cokolwiek wygrać w tym Sejmie jest niezwykłą trudnością. Szczerze mówiąc trochę liczyłem trochę na ludzi sumienia w PSL czy Platformie, którzy widząc, jak wielkim absurdem jest forsowanie sprzedaży Lotosu za 3 miliardy złotych de facto w ręce Rosji – bo nie było innych poważnych zainteresowanych – zdecydują się na głosowanie zgodnie z własnym sumieniem. I tak też się stało. Oczywiście w późniejszym toku prac komisji i w finalnym głosowaniu dyscyplina Platformy Obywatelskiej być może zwycięży. Ale też znajdzie się ona w trudnej sytuacji, bo dla partii, która nazywa się „obywatelska”, odrzucenie wniosku obywatelskiego, który już zyskał wstępną aprobatę, będzie dużym kłopotem wizerunkowym i moralnym. Bez symbolicznej obecności i głosów kilku posłów koalicji rządzącej nie byłoby możliwe przeprowadzenie tego projektu. Świadczy to o pewnej powolnej utracie kontroli nad bazą polityczną przez rządzących. To są symptomy pewnego rozchwiania, które moim zdaniem będzie się pogłębiać.