Rosjanie rozgrywają sprawę katastrofy Tu-154, bo rząd im pozwala - powiedział Jacek Kurski dla Dziennika Bałtyckiego (2012.12.18).

RW - To dlaczego teraz minister Radosław Sikorski tak się uaktywnił? JK - Chodzi o ratowanie twarzy. I zdjęcie z siebie przed historią odium hańby, że nic się w sprawie wraku wcześniej nie robiło. Moim zdaniem, to tylko rozpaczliwa próba ratowania swojego wizerunku. Te zapowiedzi o staraniach nie brzmią zresztą poważnie. Nie ma żadnej nowej przesłanki w tej sprawie, na którą Sikorski czy Tusk mogliby się powołać. Śledztwo rosyjskie przecież nadal trwa. Oni sobie zdają sprawę z tego, jak ciężki błąd polityczny oraz moralny popełnili. I teraz próbują to tylko nadrabiać. RW - Donald Tusk jednak dystansuje się od tej aktywności ministra Sikorskiego. JK - Zachowuje się w sposób dla siebie modelowy. PR i socjotechnika zastępują realia. Gdyby Sikorskiemu się w tej sprawie powiodło, to oczywiście Tusk ogłosiłby, że rozmowy prowadzono na jego polecenie. I mówiłby o własnym sukcesie. Ale skoro Siergiej Ławrow kpi, twierdząc, że propozycje Sikorskiego przyjmuje z niebywałym zdumieniem, a Catherine Ashton daje do zrozumienia, że ma w nosie nasze prośby, sygnalizując jedynie, że przyjmuje je do wiadomości, to Donald Tusk udaje zaskoczonego i odcina się od Sikorskiego. RW - Pan jest w tej grupie, która twierdzi, że Rosjanie nas rozgrywają tym wrakiem w Polsce? JK - Oczywiście, że jestem. Ale to Tusk i Platforma zgodzili się na to, żeby Rosjanie nas, Polaków, rozgrywali. RW - Jakbym słyszała Prawo i Sprawiedliwość. Znowu mówi Pan jednym głosem z PiS. Trudno się Panu od nich odciąć. JK - Ja się odcinam od utożsamiania katastrofy z zamachem. Dla mnie śladowe cząstki to jeszcze nie trotyl. Trotyl to jeszcze nie wybuch. A wybuch to jeszcze nie zamach. Teoria zamachu, od której się odcinam, dopóki nie ma przekonujących dowodów, jest idealna dla Rosjan. Bo kiedy Polacy wierzą w zamach, to Rosjanie mogą się czuć zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności za tę katastrofę. Bo jeśli bomba, to nie lotnisko, to nie oczywiste błędy w naprowadzaniu i nie wieża kontroli lotów, która wyglądała jak szalet w upadłym PGR. Bo jeśli bomba, to musiałaby być podłożona w Warszawie. Ale to tylko jedna płaszczyzna zdejmowania z Rosjan odpowiedzialności. Jest jeszcze coś równie ważnego, o charakterze historiozoficznym. Rosjanie z lubością chcą słuchać wersji o zamachu w Europie Wschodniej, dlatego że na przywództwo dawnych krajów bloku wschodniego - Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, Białorusi, Gruzji czy Mołdawii, błyskawicznie rozciąga się przekonanie, że Rosja dorwie każdego, kto prowadzi politykę niezależną od niej. To tylko wzmacnia imperialny apetyt Rosji. RW - Może jednak nie warto kruszyć teraz kopii o wrak? Skoro on wzbudza takie emocje. JK - Nie zgadzam się z pani tezą. Emocje czy napięcia nie mają tu nic do rzeczy. Ten wrak to wartość Polski. Zginęła duża część polskiej elity państwowej, zginął polski prezydent. I wrak powinien znaleźć się jak najszybciej po katastrofie w Polsce. RW - Traktowanie jednak wraku jak relikwii nie jest, Pana zdaniem, przesadą? JK - Wiemy, jakie ta katastrofa wzbudziła w społeczeństwie emocje. Więc wrak również będzie je wywoływał. Ale do relikwii to mu jeszcze daleko. RW - Jak się ta sprawa zakończy? JK - Kiedyś wrak odzyskamy. Ale gdyby Tusk i Sikorski natychmiast, po pierwszych tygodniach śledztwa, zażądali jego zwrotu jako ważnego dowodu, pewnie by już w Polsce był. Licznik presji międzynarodowej biłby od samego początku. A tak bije dopiero od kilku dni, w dodatku z pewnym szyderstwem i śmiechem, bo to staranie poniewczasie brane jest w cudzysłów przez dużą część Polaków i przez dyplomację oraz opinię międzynarodową. Sam polski rząd obniżył pozycję w tej sprawie. I to jest jego historyczna odpowiedzialność, której nie zdejmą teraz starania Sikorskiego. Ale lepiej późno niż wcale. Źródło tekstu: www.dziennikbaltycki.pl.