Na szczęście - z punktu widzenia zwolenników referendum - ponadpartyjna inicjatywa, którą zaproponował Dorn, to dzisiejsze spotkanie polityków zaangażowanych w referendum z przekazem o powrocie do korzeni apartyjnego, oddolnego referendum, nieco ratuje całą sytuację.

Moim zdaniem strategia PO była fatalna, bo obrażała własnych wyborców – ale tylko do pewnego momentu, gdy uratował ją PiS. Gra na demobilizację w referendum była obraźliwa dla warszawiaków, posiadających przecież silny imperatyw obywatelskości. Nagle miasto, bijące wszelkie rekordy frekwencji w wyborach i referendach dostało przekaz: macie zostać w domach, bo to jest zgodne z interesem PO. Platforma obraziła mieszkańców także cyrkiem inwestycyjnym. To tylko uwypukliło skalę zaniedbań, które miały miejsce w ostatnich latach. Skoro tyle mogli zrobić w kilka tygodni, to znaczy, że się lenili przez 7 lat. Obraźliwe było także mruganie Tuska, że nawet jeśli prezydent zostanie odwołana to i tak będzie komisarzem. To wszystko gwarantowało (na zasadzie przewrotności i dumy Warszawiaków) wysoką frekwencję. Linę ratunkową rzuciło oczywiście PiS. Wejście w to referendum PiS – niczym słoń w skład porcelany, sprawiło, że ta część wyborców PO, która chciała zagłosować w referendum została postawiona przed odium, że idzie na pasku PiS. To zdemobilizowało tych wyborców. Na szczęście - z punktu widzenia zwolenników referendum - ponadpartyjna inicjatywa, którą zaproponował Dorn, to dzisiejsze spotkanie polityków zaangażowanych w referendum z przekazem o powrocie do korzeni apartyjnego, oddolnego referendum, nieco ratuje całą sytuację. Spodziewam się jednak, że frekwencja będzie na granicy 29%, i liczyć się będą pojedyncze głosy.