Komisja Europejska wezwała Węgry do tablicy. Przed Parlamentem Europejskim pogroziła palcem, że jak się nie poprawią to kaski z funduszy spójności ani nawet na stabilizację budżetową nie budziet. Z niesmakiem oglądałem ten spektakl. Lewactwo przed miesiącem śliniło się tutaj maślanymi oczami do Tuska. Tego samego Tuska, którego polityka wobec mediów (szlaban dla TV Trwam, czystka konserwatywnych dziennikarzy w mediach publicznych, położenie łapy na Rzepie) czy Banku Centralnego (polityczny nakaz dla Belki zrzutki z rezerw NBP dla strefy euro) o dwie długości przekracza to wszystko, co się tutaj zarzuca Orbanowi. Ta sama załgana lewicowa kamaryla, ślepa i głucha na nadużycia demokracji w Polsce odpaliła wczoraj feerie niechlujnych bredni na temat Węgier.
Ojcowie założyciele Schumann, Adenauer czy de Gasperi przewracają się chyba w grobie widząc jak Europa wolnych narodów, którą tworzyli stopniowo zamienia się w superbiurokrację depczącą butami suwerenność krajów członkowskich. Strasburg to nie Canossa, a Orban to nie Henryk IV - ewangelizowałem bez sukcesu lewaków z trybuny Parlamentu - i nie ma za co, ani przed kim się tutaj tłumaczyć.
Europejska poprawność polityczna, nie może zdzierżyć, że jest taki kraj w Europie gdzie triumfuje konserwatyzm, interes narodowy i prawdziwe wartości. Dlatego wykorzysta każdy pretekst do ataku na Węgry. Komu Węgry się tak naraziły?
Po pierwsze wielkiemu kapitałowi. Orban odgruzowując kraj po półwieczu rządów komunistów i ich socjalistycznych pogrobowców, opodatkował specpodatkiem kryzysowym tłuste koty, tj. kontrolowane przez kapitał zagraniczny banki, firmy energetyczne tel-kom, i hipermarkety. Spowodowało to furiacką, wspieraną przez ten kapitał nagonkę na Węgry.
Podobna furia spotyka Węgry ze strony ideologicznej lewicy. Oto bowiem, zamiast odżegnywać się od chrześcijańskich korzeni, Węgrzy wpisali je z dumą do swojej konstytucji. Małżeństwo to na Węgrzech znów związek kobiety i mężczyzny, a życie chroni się od poczęcia. Świat znów stanął na nogach. Nienawidzą Orbana socjaliści, bo FIDES skutecznie rozlicza zbrodnie komunistyczne a nowa konstytucja wyraźnie mówi, że komunizm był tyranią.
Za Orbanem nie przepada też Rosja, której wpływy skutecznie wypiera on z węgierskiej gospodarki, czego najbardziej spektakularnym przejawem było przejęcie od Rosjan (gdy dla porównania Tusk kombinuje jak by tu Rosji opchnąć LOTOS) kontroli nad kluczowym dla bezpieczeństwa energetycznego Węgier koncernem MOL. Te wszystkie złości wybuchły wczoraj z całą furią.
Orban debatę przetrwał. Przetrwał w garniturze. Nie przywdział pokutnego worka uszytego dla niego w Strasburgu. Ten spektakl pokazuje wszakże, co czeka Polskę, gdy kiedyś w końcu zaczniemy nasz kraj wyciągać z bagna. Póki co, niech żyją wolne Węgry!