Solidarna Polska zgłosiła dopiero wtedy Zbigniewa Ziobrę, kiedy prezes PiS uroczyście ogłosił, że nie będzie kandydował. To było przed dwoma miesiącami. Deklaracja Zbyszka, który jawił się wtedy jako jedyny poważny kandydat prawicy, podziałała jednak na Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenie tak, że musi kandydować, chociaż tego nie chce. Czyli nie po to, żeby wygrać, ale pod presją partii dla ratowania jej kondycji. Nie ma co kryć, że wyglądało to na działanie partykularne, a nie podyktowane dobrem sprawy, w dodatku w telewizji pogardzanej przez otoczenie prezesa jako "WSI 24", i to w Wielki Piątek. Skoro jednak tak się stało, to żeby uciec od konfliktu, zaproponowaliśmy prawybory - mówi europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego (wydanie 20.04.2012). - Każdą możliwą hipotezę należy zbadać. W tej sprawie wiemy, że niewiele wiemy. Wierzę w sowiecki "bardak", wylądują, to dobrze, nie wylądują, też dobrze. Ale to jeszcze nie zamach. Trzeba ostrożnie z hipotezami o zamachu, bo one mogą mieć konsekwencje trudne do przewidzenia - ostrzega w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski. Przyznaje się też, że nadal szanuje Jarosława Kaczyńskiego. - Z tej miłości zostało bardzo wiele. Szacunek dla intelektu i wizjonerstwa, dla jego analizy politycznej i realizmu. To rys Kaczyńskiego, który mi się zawsze podobał. Niemniej przychodzi moment, kiedy lojalność wobec sprawy, a tą sprawą jest zwycięstwo prawicy, musi być silniejsza od lojalności wobec człowieka - mówi Jacek Kurski. Dziennikarka pytała też europosła o rzekomy konflikt między nim a Zbigniewem Ziobrą. - To niechlujne brednie wyssane z bardzo brudnego palca przez ludzi, którzy zazdroszczą nam, że idziemy do przodu - odpowiedział Jacek Kurski. Cały wywiad w piątkowym Dzienniku Bałtyckim (wydanie z dnia 20.04.2012). Źródło tekstu: Gazeta.pl
Cenię lojalność. Sam byłem zdradzany i opuszczany w polityce nieraz. Ostatni raz wspólnie ze Zbigniewem Ziobrą przez PiS - mówi europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską (Dziennik Bałtycki).
- Stracił Pan ostrość bulteriera. Słyszę nawet, że Pan teraz kocha ludzi.
- Po co pani ten bulterier? To niemiłe. Jeżeli człowiek chce odnosić w polityce sukcesy, a nie tylko być nawozem historii - chociaż to nie jest piękne porównanie, nic mi jednak innego nie przychodzi do głowy...
- Do polityków to, niestety, pasuje.
- ...Jeśli więc polityk, zamiast igraszki historii, chce być jej uczestnikiem, to potrzebne jest wyłagodzenie konturów, przesunięcie się stylem bardziej do centrum, ale rzecz jasna, bez zdrady wartości.
- Czyli od teraz będzie Pan zawsze łagodny?
- Nie od teraz. Przecież ja od pięciu lat nie powiedziałem niczego kontrowersyjnego. Od lat jestem już inny.
- Ile Panu zostało jeszcze procesów? Za chwilę znowu się Pan wybiera do sądu.
- Niewiele. Teraz je wygrywam, ale media o tym nie informują. Ostatnio wygrałem z "Faktem" za pomówienie, że jestem największym leniem.
- To, że "Fakt" musi Pana za lenia przeprosić, akurat się w mediach przebiło. Rozumiem, że można teraz mówić, że są większe lenie.
- Nie jestem leniem. Moje statystyki obecności, sięgające 75 procent, nie wynikały z tego, że jestem leniem, tylko z tego że jestem pracowity. Podczas brakujących 25 procent zasuwałem po Polsce i spotykałem się z ludźmi. Nie ma nic prostszego niż siedzieć w Brukseli i brać diety.
- Ale europoseł powinien siedzieć w Brukseli.
- Europoseł powinien być tam, gdzie są ważne dla Polski sprawy. A one są i w Brukseli, i w Warszawie, Gdańsku, Białymstoku czy Olsztynie, skąd zostałem wybrany do Parlamentu Europejskiego.
- To jakie jeszcze zostały Panu procesy?
- Na przykład o kłamstwo, jakobym się zasłaniał immunitetem. Nigdy się nie zasłaniałem i ten proces wygrałem już w pierwszej instancji. Po apelacji jest teraz kasacja. "Wyborcza" musi mnie przeprosić za kłamstwo, jakobym był wygwizdywany pod Stocznią Gdańską czy zmieniał coś na liście kandydatów do Rady Energii. Inny proces toczę z nią w sprawie ordynarnego kłamstwa o sfałszowaniu list do samorządu. Wygrałem z Jackiem Karnowskim proces o nazywanie publicznie tego, co się działo w Sopocie. Pani Cugier-Kotka musiała mnie przeprosić. Tych kłamstw było mnóstwo. Jakie konsekwencje może mieć bezkarne dorabianie gęby i zohydzanie w oczach ludzi nieprawdziwymi zarzutami, pokazuje przykład mordercy w biurze PiS. W zostawionym liście napisał, że tak naprawdę chciał zabić Kaczyńskiego, Ziobrę i Kurskiego. Sprecyzował nawet, za co akurat mnie. Za to, że uwierzył w kłamstwo na mój temat, że ciemny lud to kupi. To zniesławienie przestało być śmieszne, a stało się groźne.
- I kto to mówi. Pan też podkręcał język agresji.
- Być może. Czułem się partyjnym frontmanem. Ale to wszystko już przekroczyło barierę dźwięku.
- Prawybory prezydenckie na prawicy to Pana pomysł?
- Pomysł partii, ale ja go przedstawiłem. Zmusił nas do tego Jarosław Kaczyński. Jedno jest bezsporne - Platformę trzeba odsunąć od władzy. Nawet zwolennicy PO, których znam wielu, bo przecież jestem z Gdańska - mówią, że ta władza jest beznadziejna. A Pałac Prezydencki to jej ważne ogniwo. Więc prawica powinna wystawić jednego, wspólnego, mocnego kandydata już w pierwszej turze.
- To jasne.
- Dlatego Solidarna Polska zgłosiła dopiero wtedy Zbigniewa Ziobrę, kiedy prezes PiS uroczyście ogłosił, że nie będzie kandydował. To było przed dwoma miesiącami. Deklaracja Zbyszka, który jawił się wtedy jako jedyny poważny kandydat prawicy, podziałała jednak na Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenie tak, że musi kandydować, chociaż tego nie chce. Czyli nie po to, żeby wygrać, ale pod presją partii dla ratowania jej kondycji. Nie ma co kryć, że wyglądało to na działanie partykularne, a nie podyktowane dobrem sprawy, w dodatku w telewizji pogardzanej przez otoczenie prezesa jako "WSI 24", i to w Wielki Piątek. Skoro jednak tak się stało, to żeby uciec od konfliktu, zaproponowaliśmy prawybory.
Ale jak mówią publicyści i politycy, ten pomysł to jak pociąganie Jarosława Kaczyńskiego za wąsy. Pan wie, że prezes PiS się na to nie zgodzi.
Jeśli nie będzie prawyborów, to przynajmniej będzie wiadomo, kto odpowiada za to, że dwóch kandydatów będzie się bić o głosy prawicy już w pierwszej turze. Prezes tak często zmienia zdanie. Wierzę, że i w tej sprawie może zmienić. Nie ma lepszego sposobu aktywizacji prawicy i sfokusowania zainteresowania mediów niż prawybory.
I Pan wierzy w to, że Ziobro w prawyborach, jeśliby do nich doszło, może wygrać z Kaczyńskim?
Wierzę, że wygra. Jarosław Kaczyński dlatego złożył to oświadczenie o niekandydowaniu przed dwoma miesiącami, ponieważ bardzo szybko sobie policzył, że może nie wejść do drugiej tury. On - brat człowieka, który został prezydentem. On, który sam o włos zostałby prezydentem. Proszę spojrzeć na wczorajszy sondaż RMF FM - Kaczyński - 17 procent, Ziobro - 10. To już nie są żarty. Obaj mają dwucyfrowe wyniki. Tendencja jest wzrostowa dla Ziobry. Prawica potrzebuje nowej nadziei.
Jeśli Solidarna Polska ma być drugim płucem prawicy, to na razie jest to płuco bardzo rachityczne. Tak wskazują sondaże.
Sondaże są różne i wskazują na poparcie Solidarnej Polski od 1 do 10 procent.
10 procent? Nie widziałam.
To proszę zajrzeć do notowań OBOP sprzed kilkunastu dni. To badanie na 500-osobowej grupie, z którego wynika, że Solidarna Polska może liczyć na 10-procentowe poparcie, PiS na 20 procent, a PO na 25.
Co zostało z tej Pana wielkiej miłości do prezesa? Nawet chciał Pan ucinać ręce, które by się na prezesa podnosiły.
To był pastisz z Cyrankiewicza. Oczywisty żart. Szkoda, że część mediów traktuje żarty dosłownie. A z tej miłości zostało bardzo wiele. Szacunek dla intelektu i wizjonerstwa Kaczyńskiego, dla jego analizy politycznej i realizmu. To rys Kaczyńskiego, który mi się zawsze podobał. Niemniej przychodzi moment, kiedy lojalność wobec sprawy, a tą sprawą jest zwycięstwo prawicy, musi być silniejsza od lojalności wobec człowieka.
Nie żałuje Pan tego, że zostaliście - jak twierdzicie - wyrzuceni z PiS?
Zostaliśmy wyrzuceni.
No dobrze, trzymamy się tej wersji. Ale chyba dobrze byłoby teraz być blisko prezesa. Spokojnie i bez nerwów.
To co prawda oznaczałoby komfort, ale też zgodę na obumieranie prawicy. Można było "ruki pa szwam" i czekać na obdarowanie kolejną kadencją w Brukseli. Problemem Jarosława jest utożsamianie jedności z własnym monopolem na prawicy. I przywództwa z absolutną dominacją i sprowadzeniem wszystkich do poziomu gleby. To błąd. Bo Jarosław Kaczyński wygrywał wtedy, kiedy miał grono ludzi z jednej strony zaufanych, ale z drugiej takich, wobec których stwarzał przynajmniej pozory, że ich traktuje partnersko w sensie intelektualnym i decyzyjnym. Pamiętam takie posiedzenie komitetu politycznego sprzed paru lat, na którym rzeczywiście była jeszcze debata, wymiana zdań. To się załamało, kiedy został premierem. Miał brata prezydenta, pełnię władzy i uznał, że nie potrzebuje drużyny. Na własną rękę zafundował sobie samotność.
Nie jest tak całkiem samotny. Ma przy sobie Joachima Brudzińskiego, Adama Hofmana.
To jeszcze bardziej podkreśla jego samotność.
Dlaczego? Czym się różni Brudziński od Kurskiego, a Hofman od Ziobry?
Poczuciem godności i podmiotowości.
Powiedziałabym, że różnica między panem a Brudzińskim jest w masie. Bo poseł PiS mocno schudł.
Ale ja nie jestem wcale gruby.
Dobrze, jest Pan mężniejszy. I tak zostawmy. Chcę jednak już poważnie zapytać o to, co dzieli Polaków i rozgrzewa niesamowicie emocje. Pan wierzy w zamach?
Każdą możliwą hipotezę należy zbadać. W tej sprawie wiemy, że niewiele wiemy. Wierzę w sowiecki "bardak", wylądują, to dobrze, nie wylądują, też dobrze. Ale to jeszcze nie zamach. Trzeba ostrożnie z hipotezami o zamachu, bo one mogą mieć konsekwencje trudne do przewidzenia. Dlatego Solidarna Polska zaproponowała Wysoką Komisję Obywatelską, z uprawnieniami śledczymi i dostępem do ekspertów międzynarodowych.
Ale i tak na wiecach lepiej brzmi Jarosław Polskę zbaw niż Zbigniew Polskę zbaw.
Czym innym Cepelia politycznych rymowanek, czym innym poważny program. Więc akurat nie martwi mnie to, że Zbigniew z niczym się nie rymuje. Może tylko z gniewem. A obecny stan kraju musi wywoływać gniew.
Chcę zapytać o ojca Tadeusza Rydzyka...
Jakbym z Moniką Olejnik rozmawiał. A o programie, czego Solidarna Polska chce?
To już wiemy, że jak każda partia chce władzy...
A obniżenie podatków dla mniej zarabiających i zwiększenie dla milionerów, a przejęcie miliardowych transferów wyciekających z Polski, a repolonizacja polskiej gospodarki, odzyskanie przez Polskę hipermarketów, banków?
Na to przyjdzie czas w kampanii wyborczej. A teraz wróćmy do rywalizacji o względy ojca Rydzyka między PiS a SP.
Ojciec Tadeusz Rydzyk nie jest politykiem. Radio Maryja nie poparło żadnej partii i to wszystko. Nie ma tutaj żadnego tematu.
Temat jest, bo część mediów ma w swoich rękach.
Ale nie zauważyłem, żeby Solidarna Polska była inaczej traktowana niż PiS.
Jest Pan tam tak często jak, na przykład, Andrzej Jaworski?
Jestem rzadziej, ale tam bywam. A najlepszym podejściem do sprawy jest to, co się wydarzy 21 kwietnia - olbrzymia demonstracja w Warszawie w obronie Telewizji Trwam, w obronie wolności zagrożonej przez kneblowanie ust przez obecną władzę. W sensie prawnym to my jesteśmy gospodarzami, gdyż zarejestrowaliśmy tę demonstrację. Niemniej chowamy sztandar partyjny i w obronie wolności słowa idziemy ręka w rękę z PiS. I nie przeszkadza nam to. Bo dla tej sprawy warto.
Jeszcze niedawno mówiono sporo o tarciach między Jackiem Kurskim a Zbigniewem Ziobrą.
Niechlujne brednie wyssane z bardzo brudnego palca przez ludzi, którzy zazdroszczą nam, że idziemy do przodu. Nie ma konfliktów. Jest tylko czasami po prostu dyskusja.
Michał Kamiński w wywiadzie rzece pod tytułem "Koniec PiS-u" przytacza m.in. słowa Jarosława Kaczyńskiego o Panu. Prezes miał powiedzieć, że jest Pan jak skorpion nad brzegiem Nilu, który prosił krokodyla, żeby go przeprawił na drugi brzeg, a potem w podzięce na środku rzeki go ukąsił. I Kamiński dodaje: "Czekam, aż skorpion Kurski ukąsi krokodyla Ziobrę".
To znana opowiastka, ale jako żywo niepasująca do mnie. Nie mam takich skłonności ani samobójczych, ani znamionujących brak instynktu samozachowawczego. Nie mówiąc o braku lojalności, którą uważam za podstawę w polityce. Byłem zdradzany i opuszczany w polityce nieraz. Ostatni raz wspólnie ze Zbigniewem Ziobrą przez PiS. Dlatego Michał Kamiński nie jest w stanie zburzyć zaufania między nami.
I tak Pan lubi Ziobrę jak kiedyś Jarosława Kaczyńskiego?
To zupełnie inny model relacji. To raczej przyjaźń ludzi tego samego pokolenia. Tam była relacja uczeń mistrz. Jako jeden z bardziej rozgarniętych uczniów prezesa jestem pewny, że rozwój wydarzeń na prawicy, w tym powstanie Solidarnej Polski, jest wielką szansą na odblokowanie zdolności wygrywania naszego obozu i szansą na powrót do władzy. Dla nas nie ma wroga na prawicy. Takiej postawy oczekuję też od PiS.
O tym, czy Jacek Kurski wierzy w zamach, co zostało z jego miłości do prezesa Jarosława Kaczyńskiego, o rywalizacji PiS i SP o względy Radia Maryja i relacjach między Jackiem Kurskim a Zbigniewem Ziobro przeczytasz w piątkowym (20.04.2012), papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego". Źródło tekstu: Dziennik Bałtycki.