Nasz kongres najlepiej pokazał, że Solidarna Polska to partia żywa, autentyczna i nieskostniała. To my gromadzimy młodych ludzi, a sami jako politycy jeszcze młodzi już mamy duże doświadczenie polityczne. I wiemy, że na zwycięstwo musimy ciężko zapracować. - Myślę, że lepiej niż Jarosław Kaczyński rozumiemy świat. Gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym tak: mamy żony, dzieci, karty kredytowe, prawo jazdy - mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Jacek Kurski, jeden z liderów Solidarnej Polski. Jego zdaniem wyborcy widzą, że Kaczyński już nigdy nie wygra wyborów. W dodatku do "Rzeczpospolitej" (wydanie 2012.03.31) "Plus Minus" Jacek Kurski opowiada Robertowi Mazurkowi o Jarosławie Kaczyńskim i Solidarnej Polsce. Jeden z liderów Solidarnej Polski mówi o przyczynach porażek Kaczyńskiego w kolejnych wyborach.
Rozmowa Mazurka: Jacek Kurski, europoseł i jeden z liderów Solidarnej Polski.
Robert Mazurek - Oczywiście wam się uda?
Jacek Kurski - Oczywiście.
A dlaczego akurat wam?
Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że nastąpiła zmiana. Dotychczas panowało przekonanie, że Kaczyński ma zdolność regeneracji politycznej i wygrywania. Na tym polegała słabość PJN, że powstali cztery miesiące po tym, jak Kaczyński o mały włos nie został prezydentem. Natomiast po szóstych przegranych wyborach to się zmieniło.
Pięć raz przegrywał i wierzyli, że wygra, a akurat tym razem przestali?
Bo te wybory przegrał na własne życzenie. Mógł mieć 40 procent, aż tu „zakamuflowana opcja niemiecka", Angela Merkel i znów mamy poniżej 30 procent. Ludzie widzą, że skoro Kaczyński nie wygrał po Smoleńsku, skoro nie wygrał po czterech latach fatalnych rządów PO, to już nigdy nie wygra.
A drugi powód?
Do prawicowego elektoratu dociera świadomość, że monopol Kaczyńskiego na prawicowość jest niszczący.
Ludwik Dorn przekonywał mnie, że z 30 procent, które dostał PiS, 20 procent to głosy na osobisty fanklub Jarosława Kaczyńskiego.
To prawda: to fanklub z cechami swoistego kościoła Kaczyńskiego, który ma swojego papieża, swojego świętego i swoje rytuały.
To oznacza, że możecie się bić co najwyżej o te pozostałe 10 procent, może mniej.
Przecież „pisowski" świat wartości, jak wynika ze wszystkich badań, wyznaje połowa społeczeństwa: jest przeciw małżeństwom homoseksualnym i aborcji, za silnym państwem i twardą walką z przestępczością etc. I wielu z tych ludzi o „pisowskim" świecie wartości z jakichś powodów od lat nie chce głosować na Kaczyńskiego.
I ci, którzy nie cierpią Kaczyńskiego, zagłosują na Kempę, Wróbel, Kurskiego i Ziobrę? Pan kpi albo jest odklejony od rzeczywistości.
To Kaczyński jest nieodklejalny od swojego wizerunku.
A wy?
My, mimo że też nam przyklejano potworne gęby, jesteśmy odklejalni, co wynika z młodości i krótszego funkcjonowania w polityce. Jeżdżę po Polsce i na uniwersytetach tam, gdzie jeszcze niedawno wyli z nienawiścią i szyderstwem, teraz nie ma cienia tej reakcji. Zmieniło się pokolenie, a nowe reaguje na nas normalnie.
Już to słyszałem. Pamięta pan, jak w 2006 roku założyliśmy się, że przestanie pan być postrzegany jako bulterier? Dwa lata później przyznał pan, że jednak pan przegrał.
Dałem panu tę whisky?
Nie, ale mniejsza z tym. Teraz pociesza się pan, że nie szydzą, ale ani pan, ani pozostali ziobryści nie macie najlepszej prasy. Jak chcecie przekonać Polaków, że jesteście nową jakością?
Właśnie opowiadam panu, że ten wizerunek się zmienia. Nie mam poczucia, że jesteśmy obciachowi, ale to jest praca i o jej efektach będę mógł panu powiedzieć za rok, dwa.
Lepiej się nie zakładajmy. Wróćmy do monopolu PiS.
Prawica nie przegrałaby wyborów do Sejmu, gdyby Kaczyński miał Solidarną Polskę za plecami. Nie pozwoliłby sobie na androny o Angeli Merkel czy obrażanie Ślązaków, bo wiedziałby, że jest przyjazna konkurencja, która na tym zyska.
Więc w sumie pomagacie Kaczyńskiemu?
Powiem więcej: gdyby on był tak wizjonerski jak kiedyś, to życzyłby jak najlepiej Solidarnej Polsce, bo jesteśmy jedyną szansą jego powrotu do władzy. To my możemy zagospodarować znaczną część elektoratu, który będzie rezerwuarem głosów z destrukcji PO.
Ludzie, którzy dotychczas głosowali na Tuska, teraz będą głosować na Kempę?
Pan chce wszystko ośmieszyć.
Dlaczego? To wybitna działaczka. Przechwyci wyborców PO.
Platforma rzeczywiście wygrała ponownie wybory wskutek wizerunkowego zniszczenia PiS, do czego przyczynił się Kaczyński i jego brak samokontroli.
Potrafi pan skonstruować zdanie bez „Kaczyński" albo „PiS"? Na przykład o tym, co w was jest tak fajnego, że ludzie nie będą głosować na żadne pseudoPiSy, neoPiSy czy postPiSy, a właśnie na was?
Muszę tu wrócić do porównania o drugim płucu prawicy. Wszystkie sześć wyborów, w których prawica startowała w warunkach monopolu jednej partii (nie wymieniam nazwy) i jednego lidera (nie podaję nazwiska), zostały przez tę prawicę przegrane z kretesem. Wspominam o tym, bo w elektoracie prawicy panuje fetysz „jedności prawicy". Tymczasem ten fetysz pod wodzą tego lidera i tej partii zabijał prawicę.
Możemy mówić „ta partia", ale ciągle mówimy o PiS.
A o czym mamy mówić, skoro pan pyta, dlaczego nam się uda?
Gdybym zakładał partię, to starałbym się pana przekonać, że ona jest najlepsza na świecie, a nie, że inne są najgorsze.
Nasz kongres najlepiej pokazał, że Solidarna Polska to partia żywa, autentyczna i nieskostniała. To my gromadzimy młodych ludzi, a sami jako politycy jeszcze młodzi już mamy duże doświadczenie polityczne. I wiemy, że na zwycięstwo musimy ciężko zapracować.
Coś jeszcze?
Myślę też, że lepiej niż Jarosław Kaczyński rozumiemy świat. Gdybym chciał być złośliwy, powiedział- bym tak: mamy żony, dzieci, karty kredytowe i prawo jazdy.
Opisywał pan Kaczyńskiego językiem bezkrytycznego zachwytu, a teraz przeszkadza panu nawet to, że nie ma żony?
Nie pytał mnie pan o to, kiedy byłem w PiS.
A wtedy skrytykowałby pan prezesa?
Trzeba było mnie wtedy pytać.
Jeśli pan myśli, że lud to kupi, to proszę bardzo.
Pan nie zrozumiał mojej tezy.
Nie było tezy, tylko tania złośliwość na poziomie Migalskiego i Libickiego. Wszystko, by dotknąć wrednego Kaczora, którego bezwstydnie okadzaliśmy...
Ja jestem zwolennikiem strategii Solidarnej Polski, żeby nie atakować Jarosława Kaczyńskiego i PiS, nie odpowiadać na ich wściekłe ataki na nas. I mam zamiar pozostać jej wierny.
Wypominając Kaczyńskiemu, że się nie ożenił?
Niczego mu nie wypominam, tylko chciałem pokazać, że my mamy kontakt z ludźmi, rozumiemy ich.
Zostawmy czytelnikom ocenę tego, co chciał pan powiedzieć, ale...
... Ja już nie chcę rozmawiać o Kaczyńskim, a pan ciągle o nim.
To jakiś rekord świata w odwracaniu kota ogonem! Pytam pana o nową partię, daję szansę, żeby się pan pochwalił, a pan nie potrafi zdania powiedzieć bez „Kaczyński" i ma o to pretensje do mnie!
Moja główna teza brzmi: prawica w dotychczasowej formule nie jest w stanie wygrać wyborów. Mówiąc w skrócie: w Polsce jest zapotrzebowanie na prawicę niekaczystowską.
Kim chcecie zdobyć wielkomiejski elektorat? Rozumiem, że mogli to być inteligenci z PJN. Szczerski, Wipler, Duda i grupa innych pisowców, też mogą się spodobać, ale kto z SP ma przyciągnąć tych wyborców?
My zaczęliśmy od bardzo poważnej pracy programowej. Zapewne zaraz mi pan powie, że to nie program, a charyzma i emocje decydują o zwycięstwie w wyborach, i ja się z tym zgodzę, ale nasz przekaz musi być syntezą emocji i programu.
We wszystkim się z panem zgadzam, z każdą diagnozą, ale jakoś nie mogę zrozumieć, że to akurat wy wygenerujecie w wyborcach te emocje, by wam zaufali.
Ten wywiad idzie w stronę, której nie chciałem.
To pan mówi o zapotrzebowaniu na prawicę niekaczystowską, a ja się zgadzam i pytam, jak chcecie się nią stać. To nie pytanie o PiS, a o was.
W czym upatruję szansy dla nas? W tym, że następuje głęboka destrukcja obozu władzy, bo o fatalnych rządach tej ekipy mówią nawet jej wyborcy, i kto może ową władzę zastąpić? PiS, który ma szklany sufit na poziomie 30 procent i go nie przebije? Palikot – beneficjent transformacji, który zbił fortunę na prywatyzacji, udawany lewak. No i jest Miller likwidujący bary mleczne i sprowadzający do Polski CIA, a więc kabaret, a nie alternatywa. W naturalny sposób tworzy się więc nisza dla nowej formuły prawicy.
I to wy ją zajmiecie? Bo macie charyzmę?
To się okaże. Uważam, że w osobach tworzących Solidarną Polskę jest większy ładunek wiarygodności niż w otoczeniu dotychczasowego lidera opozycji.
Skoro już jesteśmy ładunku wiarygodności, to sprawdźmy pańską.
Bardzo proszę.
„Jeśli ktoś chce podnieść rękę na Jarosława Kaczyńskiego, musi wiedzieć, że Jacek Kurski mu tę rękę obetnie".
To żart, niezrozumiany przez średnio inteligentnych dziennikarzy.
„W sferze frazeologii i obrazowania świata polityki jestem chłonnym uczniem Jarosława Kaczyńskiego".
Co w tym złego?
Nic. W tym samym wywiadzie opowiadał mi pan, że dzięki Kaczyńskiemu doznał iluminacji.
To akurat prawda – podczas nocnych rozmów z braćmi Kaczyńskimi w maju 1988 roku na strajku w Stoczni Gdańskiej doznałem politycznej iluminacji. Jarosław Kaczyński był najważniejszym politykiem mojej młodości i wczesnego wieku dorosłego. Tego się nie wyprę.
Mówił pan też w 2008 roku, że nigdy się od prezesa nie odetnie.
Są lojalności silniejsze od lojalności wobec osoby, to lojalność wobec sprawy. Dla mnie problemem jest to, że Kaczyński postawił na prymat swej dominacji na prawicy ponad szansę na zwycięstwo całej prawicy.
Wtedy o Ludwiku Dornie...
... Przeprosiłem go.
Moment. Mówił pan o nim coś, co dzisiaj pasuje do was: „Każdy, kto się z prezesem skonfliktował, zostawał kanonizowany przez media jako męczennik".
Ależ gdzie pan dostrzegał naszą kanonizację? Było ledwie odnotowywanie i zainteresowanie tworzeniem nowej formacji. Oczywiście każda destrukcja na prawicy cieszy mainstream, więc relacjonowano nasze wywalanie z PiS, ale jednocześnie nałożono blokadę na informacje o naszych pomysłach programowych.
„Ujazdowski, Marcinkiewicz czy Jurek odeszli z powodu przesadnych ambicji". To samo mówił pan o twórcach PJN. Hm, wszyscy mieli wygórowane ambicje, tylko wam poszło o program i o Polskę?
My zrozumieliśmy, że w tej formule prawica będzie przegrywać. Zarzucanie nam przesadnych ambicji jest nonsensem, bo gdybyśmy chcieli ponownie dostać się do Parlamentu Europejskiego, to nie byłoby prostszej drogi, niż poprzeć Kaczyńskiego na szefa partii w 2014 roku i wziąć jedynki, które by nam dał.
To zabawne, bo w PiS mówią, że pan nie miał szans i pan to wiedział.
Bzdura, Jarosław Kaczyński w zamian za to, by nikt przeciw niemu nie startował, dałby nam wszystko. Mogliśmy siedzieć spokojnie w Brukseli z pewną reelekcją, tylko znaczyłoby to zgodę na obumieranie prawicy.
A pan kocha prawicę, prawda?
Tak, ja kocham prawicę.
„Kocham prawicę, to jestem w PiS" – październik 2008.
No nie! Stosuje pan niezwykle prymitywny zabieg epatowania cytatami!
Jaki rozmówca, takie cytaty. Wszystkie z pana.
Pozbierał pan w Internecie jakieś wyrwane z kontekstu ścinki bez podania źródła.
Myli się pan. To wszystko cytaty z naszych dwóch poprzednich wywiadów.
Tak? Polska polityka to zwarcie dwóch dużych bloków, w których nie było miejsca na hamletyzowanie, zgłaszanie wątpliwości, „ą, ę, bułkę przez bibułkę"...
Pana nikt z bibułką nie kojarzył.
Raczej z maczugą.
Konflikt w Polsce był chcianą czy niechcianą, ale wojną. Do której pan poszedł na ochotnika i to od razu do plutonu egzekucyjnego.
Odnosiłem wrażenie, że strzelby tego plutonu raczej były wymierzone we mnie. Zarówno ja, jak i Zbigniew Ziobro ponieśliśmy za wierność i lojalność wobec PiS oraz Jarosława Kaczyńskiego gigantyczną cenę wizerunkową, polityczną, rodzinną, finansową...
Pan kpi w żywe oczy. Zostawmy pana, ale Ziobro, zanim Kaczyńscy wzięli go do polityki, był krakowskim prawnikiem po aplikacji prokuratorskiej bez żadnej pozycji. To dzięki polityce i Kaczyńskim został posłem, ministrem, eurodeputowanym i zamożnym człowiekiem.
Cena Ziobry za wierność wobec Kaczyńskich i PiS była olbrzymia i mierzona...
... Brukselskimi dietami w tysiącach euro.
... Była i jest mierzona zagrożeniem Trybunałem Stanu, dziesiątkami przesłuchań w najróżniejszych prokuraturach pod sfingowanymi zarzutami, tysiącami złotych za niesprawiedliwe wyroki sądowe! Kto zna Ziobrę, wie, że to nie cała cena. Trudno znaleźć ludzi bardziej lojalnych wobec Kaczyńskiego niż my.
To lojalność mierzona w pańskim przypadku siedmioma partiami!
Byłem w czterech partiach.
To policzmy: Porozumienie Centrum...
... Nieprawda! Nigdy nie byłem w PC, robiłem im kampanię, ale nie należałem do tej partii, bo byłem dziennikarzem.
W takim razie okłamał pan mnie i czytelników, opowiadając, że był w PC. Później był ROP.
Czyli moja pierwsza partia, z której przeszedłem do ZChN.
Gdzie był pan wiceprzewodniczącym, ale usunięto pana za „gangsterstwo polityczne".
To nie gangsterka, ale moralny odruch, bo Jacek Janiszewski nie miał prawa znaleźć się na tej liście jako człowiek wyrzucony za skandale z list Platformy.
Dlatego pan w dniu rejestracji list dopisał jeszcze jednego Janiszewskiego. Polityczna gangsterka. Potem kandydował pan z AWSP, kolejnego wynalazku...
Niech się pan lepiej przygotuje! AWSP to była koalicja, z której w 2001 roku startowało ZChN, a ja z niego.
Ma pan rację, przepraszam. Liczmy dalej: potem był PiS.
Moja trzecia partia.
Z niej pan poszedł do LPR.
Formalnie nie byłem jego członkiem.
Słucham?! Był pan wiceprzewodniczącym sejmiku z LPR i kandydatem tej partii na prezydenta Gdańska! Nie wspominając już, że w 2004 roku robił im pan kampanię do Parlamentu Europejskiego.
Owszem, startowałem z list LPR, ale nigdy nie byłem członkiem tej partii.
To może do PiS i Solidarnej Polski też pan nie należał? Ma pan legitymację, płaci składki?
W sensie statutowym Solidarna Polska jest moją czwartą partią.
Jeśli nie liczyć PC i LPR...
Powtarzam, że nie byłem w PC. Wywiad poszedł w stronę, której się obawiałem. Zakończmy go.
Słucham?
Do widzenia.
To samo proponowała mi pańska koleżanka klubowa Beata Kempa. Kończymy?
Obiecał mi pan rozmowę o polityce.
A to nie jest o polityce?
Nie, to sprawy personalne.
Wspomniał pan o waszym „ładunku wiarygodności" i największej z możliwych lojalności, a ja bezczelnie pana o to pytam? Powinienem siedzieć cicho?
Liczyłem na możliwość przedstawienia naszych propozycji programowych.
A kiedy pana o nie pytałem, to mówił pan cały czas o PiS. Ale ponieważ strasznie pan skrzywdzony, to ma pan minutę, jak w Parlamencie Europejskim, na reklamę Solidarnej Polski. Może uda się panu nie wymienić nazwiska Kaczyński...
Solidarna Polska chce być wiarygodna w programie, który był fundamentalny dla naszej poprzedniej formacji, ale który został przez nią w oczywisty sposób porzucony i zdradzony. I to mimo że był na jej sztandarach. Chodzi o solidarne państwo.
Minęło pół minuty.
Program „Solidarnej Polski" był naszym hasłem w 2005 roku, ale w czasie naszych rządów 2006 – 2007 został całkowicie zarzucony na rzecz liberalnej doktryny Zyty Gilowskiej. Tymczasem te liberalne posunięcia nie były ani w programie PiS, ani w exposé Marcinkiewicza, ani w exposé Kaczyńskiego, a jednak zostały zrealizowane.
Czas minął, ale nawet minuty nie wytrzymał pan bez Kaczyńskiego.
Nie skończyłem! Przecież to ciekawe!
Proszę, przedłużamy.
Takie pomysły jak obniżenie składki rentowej o 7 proc. doprowadziły do tego, że po czterech latach brakuje w budżecie 110 mld złotych.
Ale przez to jest wzrost gospodarczy, więc to wyliczenia z księżyca.
Nie z księżyca, ale realne. Tego nie było nie tylko w programie PiS, ale nawet w propozycjach Platformy. Nasza wiarygodność polega na tym, że Tadeusz Cymański kładł się jak Rejtan i pisał listy do władz PiS przeciw takim pomysłom, jak obniżenie podatku dla bogatych.
Niech mi pan przypomni, jak pan protestował przeciw polityce Gilowskiej?
Przeciwko temu nie protestowałem, ale uważałem, że powinniśmy wprowadzić waloryzację kwotową rent i emerytur, bo ona spłaszczy różnice w nich.
W sprawie podatków i składki rentowej ani pan, ani minister Ziobro też nie protestowaliście.
Dowodem na wiarygodność naszego środowiska są pisma Cymańskiego.
To już pan mówił. Pytam o pana i o Ziobrę.
Niezwykle ważnym rysem naszej postawy była sprawa traktatu lizbońskiego...
O nie, pan trzykrotnie przedłużył czas, więc teraz dokończmy temat liberalnej polityki Gilowskiej. Kiedy Ziobro protestował przeciwko niej?
Publicznie nigdy, był ministrem i wiceprezesem partii.
Nie protestowaliście ani wtedy, ani przez następnych pięć lat. Przypomnieliście sobie o tym teraz.
Jest czas dyskusji i czas decyzji. Przegraliśmy dyskusję, więc nie stroiliśmy min, tylko lojalnie realizowaliśmy politykę partii. Po szóstych przegranych wyborach przyszedł moment, kiedy uznaliśmy, iż to nie ma sensu, a skala odstępstw od programu jest zbyt wielka. Tak samo było z traktatem lizbońskim, przez który zamiast Europy równych szans będziemy mieli dyktat Francji i Niemiec. Otóż byłem jednym z dwóch członków Komitetu Politycznego, który mimo szantażu głosował przeciw.
A jak głosował Ziobro?
Za traktatem, choć tak naprawdę był przeciw, ale z powodu lojalności i histerii Jarosława, że PiS się rozleci, nic nie mówił.
Podsumujmy: Ziobro i pan byliście przeciw reformom Gilowskiej, lecz milczeliście. Byliście też przeciw traktatowi lizbońskiemu, ale Ziobro głosował za. To nazywacie wiarygodnością.
Politykę uprawia się na zasadzie 3 x D: dyskusja, decyzja i dyscyplina. I nawet jeśli się z czymś nie zgadzaliśmy, to lojalnie tego broniliśmy, a teraz o tym otwarcie mówimy. Mamy prawo do takiej refleksji?
Owszem, ale jeśli trwała ona pięć lat, to mamy prawo do sceptycyzmu. Jeśli brać was serio, to jesteście socjalistami.
Nie ma sprzeczności między wyznawaniem wolnego rynku w zakresie tworzenia PKB a socjaldemokracją w zakresie redystrybucji. Teraz, gdy rząd Tuska sztucznie, chirurgicznie podnosi wiek emerytalny, trzeba głośno krzyczeć, że to nie pomoże, bo trzeba atakować przyczyny, a nie skutki. A przyczyną jest to, że mamy dzietność na poziomie 1,33, a potrzebne jest 2,2, i państwo musi podjąć kolosalny wysiłek, by przesterować całą politykę.
Jak?
Mamy ostatnią szansę, bo wyż demograficzny z lat 1981 – 1986 wszedł w dojrzały wiek prokreacyjny i trzeba skłonić ludzi do rodzenia dzieci. Są na to sposoby radykalne, jak system zasiłków, ulg i wydłużanie urlopu macierzyńskiego nawet do 10 – 12 miesięcy.
Chce pan dać rok macierzyńskiego?!
Rok na trzecie dziecko i od razu możemy wskazać, skąd wziąć na to pieniądze: z repolonizacji polskiej gospodarki.
Repolonizacja – jakbym słuchał Jarosława Kaczyńskiego...
Dziś Polska jest okradana w ten sposób, że wielkie sieci hipermarketów czy banki transferują zyski do centrali.
Nie może im pan tego zabronić, nad czym ubolewam.
Ale można, jak Orban na Węgrzech, wprowadzić podatek bankowy czy obrotowy od hipermarketów. Oni wykazują zyski na poziomie 3 promili! Dlaczego? Bo sztucznie generują gigantyczne lewe koszty i dlatego potrzebny jest podatek obrotowy.
Na koniec, nie boi się pan, że gdzie dwóch się bije, tam Platforma skorzysta?
O ile Platforma jest naszym wrogiem, o tyle PiS nie jest nawet naszym konkurentem, bo my rywalizujemy o nowych wyborców.
Bzdura. To bratobójcza walka o elektorat PiS.
Nie, nasza oferta do PiS jest klarowna: to rywalizacja, ale przyjazna.
Wygrać może tylko jeden.
Szansą na zwycięstwo prawicy w Polsce jest dobry wynik PiS, dobry wynik Solidarnej Polski, razem ponad 40 procent i wspólny rząd na podstawie zaktualizowanego programu opartego na przesłaniu z 2005 roku.
Rozmawiał Robert Mazurek.
Źródło: Plus Minus, dodatek do Rzeczpospolitej (wydanie 2012.03.31).