Mamy nową aferę przetargową, ale w wykonaniu bohaterów znanych już z afery hazardowej. Pierwsze skrzypce gra w niej były minister sportu Mirosław Drzewiecki i były szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Ich rolą jest wypełnienie zadania, jakie stawia im znany ze sprawy hazardowej biznesmen Ryszard Sobiesiak, którego wspiera jeden z najbogatszych Podhalan Andrzej Stoch. Aktywny też jest szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół. Sprawa dotyczy przetargu w Czorsztynie na dzierżawę wyciągu narciarskiego wraz z infrastrukturą zlokalizowanego na Polanie Sosny w Niedzicy - informuje portal tvp.info.
Przetarg odbywa się w Czorsztynie i dotyczy dzierżawy wyciągu narciarskiego wraz z infrastrukturą zlokalizowanego na Polanie Sosny w Niedzicy. Jego właścicielem jest Zespół Elektrowni Wodnych w Niedzicy. Elektrownia jest spółką Skarbu Państwa. Firma ta prowadzi także na dużą skalę usługi turystyczne.
Oprócz wspomnianego wyciągu ma także szereg hoteli, pensjonatów i miejsc biwakowych położonych na niezwykle atrakcyjnych terenach wokół Zamku Czorsztyńskiego.
On musi ustawić przetarg. Już najwyższy czas wprowadzić do historii kluczową dla sprawy przetargu osobę. Lech Janczy, jeden z najbardziej aktywnych działaczy PO na obszarze Pienin. Jest przewodniczącym Koła PO w Czorsztynie. Jednocześnie jeszcze do niedawna pełnił funkcję pełnomocnika Zarządu Zespołu Elektrowni w Niedzicy ds. dzierżawy i wynajmu. W wyniku wewnętrznych konfliktów szefostwa elektrowni, latem 2009 roku Jancza dostał trzymiesięczne wypowiedzenie. Jego termin upływa ostatniego dnia września. Tego dnia musi się rozstać ze swoją funkcją. Cały kłopot dla Andrzeja Stocha i Sobiesiaka polegał na tym, że przetarg na wyciąg narciarski na Polanie Sosny, będący "żyłą złota" w czasie sezonu zimowego, został zaplanowany na 12 października.
Lechowi Janczy zabrakło dwa tygodnie, żeby przetarg zakończył się zgodnie z oczekiwaniami jego biznesowych znajomków. Wtedy do akcji wkraczają Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Impulsem dla nich jest zlecenie przekazane im przez Sobiesiaka, za którego plecami stoi Andrzej Stoch. Jest połowa września. Ruchy wszystkich bohaterów tej historii są już mocno ograniczone. Od co najmniej dwóch tygodni wszyscy wiedzą już o tym, że mogą być podsłuchiwani przez CBA, lub inne służby zwalczające przestępczość korupcyjną. Dlatego w rozmowach telefonicznych między sobą używają ezopowego języka - mówią w utajniony sposób, jednak tak, by dla rozmówcy sprawa była czytelna.
"Pikuś". Jednakże dla organów ścigania jedną z zalet szemranych postaci jest to, że są na tyle nieostrożni, iż przez ich zakamuflowane słowa często słychać istotę rzeczy. Dzięki temu udało się odtworzyć szczegóły operacji i jej założenia: "Jancza musi zostać. Przetarg musi być nasz".
Pierwszym mocnym śladem tej operacji jest telefon, jaki Ryszard Sobiesiak wykonuje do Zbigniewa Chlebowskiego wieczorem 14 września. Chlebowski, który poprzedniego dnia był w Małopolsce w Niepołomicach pod Krakowem, przekazuje swojemu rozmówcy ważną informację. Mówi, że zrobił wszystko w tej sprawie, co mógł. Jednocześnie radzi, aby sam zainteresowany, czyli Lech Jancza, sam też walczył o siebie. Na koniec swojej kwestii wlewa nadzieję w serce Sobiesiaka, mówiąc: "jeszcze nic straconego, Rysiu". Sobiesiak jednak zachęca ministra Chlebowskiego, żeby jutro "pogadał" jeszcze z Tadziem. Tvp.info zaznacza, że nie udało się jeszcze rozszyfrować, kto się kryje za tym zdrobnieniem. Następnego dnia również wieczorem Sobiesiak dzwoni do Lecha Janczy.
"Dupek". W tej rozmowie w tle pojawia się najprawdopodobniej poseł PO ziemi nowosądeckiej Andrzej Czerwiński, zwany w tej wymianie informacji "Pikusiem z Sącza". Lech Jancza z zadowoleniem przekazuje, że Andrzej Czerwiński za dwa dni (17 września w czwartek) umówiony jest na rozmowę z ministrem Gradem i tam "ten temat ma być doprecyzowany", czyli jego pozostanie na dotychczasowej funkcji. Z kolei Sobiesiak żali się, że wprawdzie wczoraj rozmawiał ze Zbyszkiem (oczywiście chodzi o Chlebowskiego), ale nie może się dodzwonić do Mirka, tu nazywanego "dupkiem".
Mówi dosłownie: "dwa dni nie odbiera telefonu, dupek jeden, teraz był w telewizji, myślałem, że jak wyjdzie, odbierze, ale nie odebrał". Radzi też Janczy, aby ten przekazał Andrzejowi, żeby on najwięcej naciskał na Mirka. Wreszcie przechwala się Janczy, że w rozmowie z Chlebowskim ("Zbyszkiem") wyraził się jasno, że jeśli nie przywrócą go do pracy, to on pokaże im papiery, jak oni tam rządzą. Pada też kwestia, że przecież sprawa Janczy jest prosta i trzeba ją załatwić po linii partyjnej.
Tajne spotkanie w Radissonie. Sugestia ma o tyle uzasadnienie, że jak podawał "Tygodnik Podhalański" (w lutym tego roku), po zwycięstwie w wyborach 2007 roku, PO dokonało skoku na Zespół Elektrowni w Niedzicy. Kierownicze funkcje, włącznie z prezesurą firmy, objęli działacze PO. Wówczas w oryginalny sposób uzasadniał to jeden z dzisiejszych bohaterów - Lech Janczy: "Moim zdaniem to powód do dumy, że w naszym kole PO są osoby o wysokich kwalifikacjach".
Jesienią ma już jednak inne zmartwienia. Mija tydzień, a w jego sprawie niewiele się ruszyło. Wreszcie Sobiesiak dowiaduje się, ze Drzewiecki ma być w Warszawie i gotowy się z nim spotkać. Nieustaleni do tej pory dwaj pośrednicy, Michał i jakaś druga osoba, umawiają Sobiesiaka późnym wieczorem, około 22.00, w hotelu Radisson na ul. Grzybowskiej w pokoju 607, gdzie czekać ma na niego Drzewiecki.
O tym, że takie spotkanie odbyło się faktycznie, doniosła "Rzeczpospolita", słusznie zarzucając kłamstwo Drzewieckiemu, który twierdził, że ostatni raz widział się z Sobiesiakiem w maju. Zaraz po rozmowie z Drzewieckim, dzwoni do Janczy, pytając, czy w jego sprawie coś się zmieniło. Lech Janczy mówi, że nic nowego do niego nie dotarło. Sobiesiak zdenerwowany, nieodmiennie nazywając Drzewieckiego "dupkiem", powołuje się na to, co usłyszał przed chwilą, że wszystko już załatwione.
Lech Janczy wylewnie dziękuje. Następnego dnia Stoch i Sobiesiak w rozmowie między sobą bez ogródek mówią o przetargu, oraz o roli Leszka Janczy w tym, żeby wszystko poukładać jak należy. Luz u Sobiesiaka wynika z tego, że kupił sobie nowy telefon na kartę i prosi Stocha, aby dzwonił tylko na ten numer. Pod koniec miesiąca, 27 września (niedziela), Lech Janczy denerwuje się, bo "finał ma być 12 października, a on nie zna ciągle swojej sytuacji w pracy", o czym informuje Sobiesiaka. Ten dzwoni natychmiast do Chlebowskiego i przypomina, że Drzewiecki obiecał przywrócić do pracy Janczę.
Zadżumione telefony. Chlebowski nie chce rozmawiać przez telefon i proponuje Sobiesiakowi spotkanie. Ten jednak kilka dni musi być w Warszawie i nie może przyjechać do Chlebowskiego, który "relaksuje się w domu". Drzewiecki w tym czasie odpoczywa w USA. Sobiesiak postanawia więc "uderzyć" do asystenta Drzewieckiego, Marcina Rosoła. Marcin Rosół informuje Sobiesiaka, że jego szef mu wszystko przekazał i załatwi to w przyszłym tygodniu, bo ten tydzień był bardzo ciężki.
Sobiesiak uczula go, że sprawa jest bardzo pilna, bo Janczy zostały ostatnie cztery dni do końca miesiąca. W rozmowie nazwisko Janczy nie pada, ale obydwaj doskonale wiedzą, o czym mówią. Marcin Rosół jest ostrożny, mówiąc, że wszystko będzie załatwione, ale nie przez telefon. 29 września, we wtorek, dochodzi do krótkiego ("szybka kawa") spotkania Sobiesiaka z Rosołem w kawiarni ministerstwa sportu. Nie znam przebiegu rozmowy, ale wiadomo już, że operacja z Janczą zakończyła się sukcesem i 12 października odpowiadał za przeprowadzony przetarg.
Trafną analizę przedstawiła znana blogerka Kataryna w Salonie 24 w tekście "Sami swoi i nie ma mocnych" z początku listopada tego roku. Nie znając nitek, które pociągały sprawą, sam mechanizm rozwikłała bezbłędnie.
Partyzancka spółka. Do przetargu stanęły dwie firmy. Tak wynikało z oficjalnego biuletynu zamieszczonego w internecie przez Zarząd w Niedzicy. Wygrała firma o nazwie Action Sports Consulting z Krakowa. Próbowałem dowiedzieć się czegoś bliższego o spółce. Niestety, nie było jej w Krajowym Rejestrze Sądowym, nie odpowiadał też telefon pod wskazanym krakowskim adresem. Po kilku dniach udało mi się ustalić konkurencyjną firmę startującą w przetargu. Jest nią Czorsztyn-Ski sp. z o. o.
Jednocześnie dowiedziałem się o dwóch zdumiewających sprawach. Pierwsza to ta, że firma Action Sports Consulting została założona na kilak dni przed przetargiem przez czorsztyńskiego drobnego biznesmena Dariusza Pietruszkę. To tłumaczyło, dlaczego nie ma jej jeszcze w KRS-ie. Ostatecznie, to jednak nie ta firma będzie dzierżawić wyciąg na Polanie Sosny. Powód?
Consulting nie wpłacił w terminie zaliczki, która nadawała prawomocność przetargowi. Zatem, wyciąg przeszedł na rzecz Czorsztyn-Ski, ażeby Dariusza Pietruszkę nie skrzywdzić zbytnio, został natychmiast zatrudniony na stanowisku menedżera w czorsztyńskiej spółce.
Niebezpieczne związki. Niełatwo będzie służbom skarbowym, a może i kryminalnym, rozsupłać splątane węzły interesów na tym terenie. Są jednak pewne wskazówki.
Dariusz Pietruszka jest właścicielem restauracji "Turbinka", a pod zamkiem Czorsztyńskim ma dwa regionalne stoiska. Zna się dobrze z Lechem Janczy, który od kilku lat działa w biznesie na tym terenie - głównie za sprawą Andrzeja Stocha. Jest on byłym właścicielem osady turystycznej Czorsztyn - terenu wraz z zespołem zabytkowych budynków. Nabył je w 2003 r., kiedy Lech Janczy pełnił funkcję wójta Czorsztyna. Obecnie Andrzej Stoch przekazał ten teren swojej córce.
Lech Janczyk jest co najmniej od 5 lat związany interesami z Andrzejem Stochem poprzez Związek Klubów Sportowych Lubań-Zapora. Do początku czerwca br. był związany z zakopiańską firmą należącą do Andrzeja Stocha - "Osada 2012". Do zbadania pozostaje kwestia, jaki interes mieli w tym Andrzej Stoch i Ryszard Sobiesiak.
Autor artykułu: Jerzy Jachowicz Artykuł żródłowy: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Nowa-afera-z-udzialem-politykow-PO-W-rolach-glownych-znow-Zbyszek-i-Mirek,wid,11702142,wiadomosc.html