Wyborcy PO mają poczucie dezercji ikony antykaczyzmu - twierdzi europoseł Jacek Kurski w rozmowie z Michałem Karnowskim (Polska Times, 06.02.2010).
Nadal uważa Pan, że PR-owcy Donalda Tuska chcą oszukać PiS i Donald Tusk i tak wystartuje w wyborach prezydenckich? Taka była Pana pierwsza reakcja po decyzji premiera.
Po ostatnich tak twardych i niemal śmiertelnych zaprzeczeniach Donalda Tuska trudno podtrzymywać tę tezę. Będzie aktualna, gdyby doszło do załamania notowań Platformy i rządu oraz Miedwiediewa Tuska, jakim będzie nowy kandydat Platformy.
Wtedy zdecydowałby się na start w wyborach prezydenckich i zapewne połączenie ich z przyspieszonymi wyborami do parlamentu. To dałoby mu potwierdzenie przywództwa w partii oraz kontrolę, przez budowanie list, klubu, na kolejne cztery lata.
Co było najważniejszą przyczyną decyzji premiera?
Optymalizacja wyboru - maksimum władzy i kontroli, minimum ryzyka. Oraz strach, że tych wyborów może nie wygrać, co byłoby jego kompromitacją i klęską. Oraz strach przez konfliktami w PO, rozłażeniem się partii.
I końcem?
Nie wiem, bo jego pozycja w PO jest silna. Ale na pewno przegrana z Lechem Kaczyńskim, z którym rzekomo każdy mógł wygrać, byłaby niezwykle bolesna. Zwłaszcza że powtórna.
Ale na dzisiaj to scenariusz fantastyczny. I Platforma, i premier w sondażach trzymają się mocno.
Zależy w których. Myślę, że do Tuska dochodzi świadomość, jak beznadziejne są wyniki jego rządów. Widzi drugą falę kryzysów, wzrost bezrobocia - w grudniu z 11 na 12 procent, w styczniu z 12 do 13!
Tusk wie, jak łatwo byłoby wyliczyć, ilu obietnic nie spełnił. Punktowanie Tuska w tej kampanii byłoby łatwe.
Mimo zielonej mapy Polski na tle Europy?
Zielona mapa za chwilę ludzi zacznie irytować. Tu akurat jego PR-owcy się mylą. Ten obrazek jest sprzeczny z doświadczeniem osobistym ludzi. Tworzy dysonans w stylu "rząd się zawsze wyżywi". Nawet w swoim najbliższym otoczeniu widzę, jak dramatycznie pogarsza się sytuacja życiowa wielu rodzin.
Więc strach przed taką oceną zajrzał Tuskowi w oczy. A drugim motywem był jego narcyzm i swoisty kimirsenizm, od ukochanego przywódcy Korei komunistycznej.
Mocne.
Ale prawdziwe. Tusk doszedł do takiego poziomu narcyzmu, uwielbienia samego siebie, że spokojnie możemy go nazywać Kim Ir Tuskiem.
On tak naprawdę już nie chce prezydenta z Platformy, nie chce w partii drugiej osoby, która byłaby jakimkolwiek innym niezależnym ośrodkiem. Boi się, że wraz z jego coraz bardziej widocznym zużywaniem się to wokół tej osoby mogłyby kumulować się pozytywne emocje wyborców Platformy.
Powiedział to zresztą sam, wypowiadając zdanie "Ich jest dwóch, ja jeden". Zdanie wzmacniające przy okazji Kaczyńskich, ale przede wszystkim obnażające jego myślenie, że najchętniej byłby i jednym, i drugim. Według mnie Donald Tusk panicznie boi się czy to premiera, czy prezydenta z PO. I zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić. Dlatego tak to wszystko wyreżyserował, że Platforma ma dziś mniejsze szanse na zdobycie Pałacu Prezydenckiego.
Janusz Palikot powiedział kiedyś to głośno: tak naprawdę Tusk i PO to już trochę osobne byty.
Powiem więcej: według mnie Tusk z premedytacją szkodzi dziś Platformie, by przy swoim osłabionym z powodu klęski rządzenia przywództwie utrzymać jednak hegemonię.
Zresztą gdyby dobrze życzył swojej partii, to w momencie wycofania się z wyścigu prezydenckiego namaściłby nowego kandydata. Przyszedłby na konferencję i powiedział: to jest kandydat PO na prezydenta.
A tak wśród wyborców Platformy pojawiło się poczucie porzucenia i dezercji ikony antykaczyzmu. Bo najpierw mobilizował ich wizją frontu przeciw PiS, a gdy na horyzoncie pojawiły się trudności, zostawia ich, oddalając się na bezpieczną odległość.
Więc Pana zdaniem kandydat Platformy nie ma szans?
Mniejsze niż wcześniej. Wyborcy PO, na przekór Tuskowi, zagłosują nie na wskazanego w końcu przez niego kandydata, na ten substytut, który wystawi, ale na kogoś, kto reprezentuje te same interesy, tę samą wrażliwość, ale ma lepszą charakterystykę.
A na dodatek kogoś, kto nie jest klonem ale oryginałem. Myślę o Andrzeju Olechowskim.
Ale tego premier przecież nie zaakceptuje.
Przeciwnie. Oswaja elektorat PO z tą perspektywą, proponując Olechowskiemu udział w prawyborach. Kiedy już dynamika wyborcza się utrwali, Donald Tusk przyłączy się do tego pomysłu, wyciągając od Olechowskiego przyrzeczenie zgody na najważniejsze dla niego ruchy.
Jednocześnie być może zwróci się do Lecha Kaczyńskiego i PiS z propozycją nowelizacji konstytucji.
Dla Prawa i Sprawiedliwości to będzie niełatwa sytuacja, bo wizja zwycięstwa Olechowskiego mogłaby skłonić prezesa PiS do poparcia koncepcji systemu kanclerskiego. Bo to daje szanse pozostania w grze.
Wtedy cała rozgrywka polityczna przenosiłaby się na pole walki o parlament i stanowisko premiera kanclerza tak jak w Niemczech.
Co z punktu widzenia PiS już dzisiaj powinno być bardziej racjonalne. Większe są hipotetyczne szanse Waszej partii na udział w jakiejś formie w przyszłym rządzie niż na ponowne zwycięstwo w wyborach prezydenckich, gdzie trzeba samodzielnie zdobyć pięćdziesiąt procent głosów plus jeden.
Uważam, że Lech Kaczyński ma jeszcze szansę na zwycięstwo.
A Radosław Sikorski? Elżbieta Jakubiak stwierdziła, że Platforma mu nie zaufa, bo wie, że jak raz ktoś zdradził, to zdradzi znowu. Pan się zgadza?
Tak, nawróconym nuworyszom nigdzie nie daje się nominacji do walki o najwyższe stanowiska. Tak będzie i w przypadku Sikorskiego. Nie ma szans, żeby został kandydatem PO na prezydenta. Może gdyby tuż po porzuceniu PiS i przejściu do PO nie wzywał do dorzynania pisowskich watah, byłby bardziej w grze. A tak Platforma poznała się na nim i może się obawiać, że sama prędzej czy później stanie się dla niego watahą.
Bronisław Komorowski wydaje się więc w świetle tego, co Pan mówi, przynajmniej w pierwszym etapie, kandydackim pewniakiem Platformy Obywatelskiej.
Zostanie wystawiony, bo nie widać nikogo innego. Jan Krzysztof Bielecki, któremu Tusk zdaje się ufać nieco bardziej niż innym, nie miałby szans na pozyskanie akceptacji społecznej.
Partia wskaże więc obecnego marszałka Sejmu, ale to tylko uruchomi dynamikę wzrostu dla Andrzeja Olechowskiego, i jak już mówiłem, prędzej czy później Donald Tusk dołączy się do niej.
I tu warto wspomnieć o eliminacji politycznej Pawła Piskorskiego przez prokuraturę Kim Ir Tuska. Odseparowanie Olechowskiego od Piskorskiego, który wściekle atakował Tuska i PO, miało moim zdaniem na celu zdjęcie antyplatformianego odium z Olechowskiego i uczynienie tej kandydatury bardziej strawną dla Platformy i jej wyborców.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego kandydatura Bronisława Komorowskiego budzi tak wiele wątpliwości, jeśli chodzi o jej szanse. Pełni prestiżową i ważną funkcję, jest jedną z twarzy PO, może liczyć na wsparcie jej aparatu. Czego mu brakuje?
Nie ma cojones i nigdy nie był naprawdę sprawdzony, zeskanowany, więc jakieś nieznane dzisiaj kłopoty muszą się pojawić. Ale bez przesady, to nie jest najważniejsze.
Kluczowe jest to, że ten polityk nigdy nie sprawdził się dotychczas w sytuacji naprawdę stresowej. A nie ma nic bardziej stresującego niż prezydenckie wybory w sytuacji starcia dwóch silnych, równorzędnych obozów politycznych.
Poza rokiem 2000, kiedy Aleksander Kwaśniewski skorzystał z klęski Akcji Wyborczej "Solidarność" i znokautował jej lidera.
Poza tym momentem zawsze w tej grze trzeba było mieć osobowość, charyzmę osobistą i odporność. Tych cech Komorowskiemu brakuje.
Poza tym nie wierzę w facetów, którzy w przeczuciu wielkiego dla nich awansu wizerunkowo-politycznego zmieniają coś w swoim emploi jak Komorowski wąsy. Nie wierzę, bo to pokazuje, że i Komorowski zapatrzył się w lustereczko.
Wróćmy jeszcze do Donalda Tuska, który przecież wraz z rezygnacją z kandydowania przedstawił ramowy plan reform. A do tego potrzebuje swojego, przychylnego prezydenta. Jeśli wierzyć premierowi Tuskowi, to za swój wybór dostał od Tadeusza Mazowieckiego takie pochwały, że się czerwienił. Może nie należy za bardzo kombinować i uznać, że Donald Tusk rzeczywiście wybrał trud reformowania kraju.
Byłbym ostrożny z powoływaniem się na opinię Tadeusza Mazowieckiego w tej akurat sprawie. To polityk będący sprawcą największej i najbardziej spektakularnej klęski w wyborach prezydenckich w Polsce, gdy w 1990 roku przegrał z Tymińskim.
A co do reform - Tusk po raz piąty wykonuje ten sam manewr, czyli ucieczkę do przodu w czas przyszły niedokonany. Nic nie robi, nie ma realnych wyników rządzenia. Jak jeden z publicystów - po stu dniach ogłosił to, co zrobi po 300 dniach. Gdy ten dzień nadszedł, zapowiedział pięćset spotkań, po tysiącu Michał Boni pokazał wizję kraju w roku 2030. A na dwulecie zapowiedziano nową konstytucję, nie mając jednak nawet projektu. A teraz pojawia się plan konsolidacji i rozwoju. Równie pusty.
Naprawdę nie wiem, jak długo da się na tym picu jechać. Moim zdaniem Tusk zrozumiał, że na pewno nie do wyborów prezydenckich.
Premier zobaczył, że rozliczenie jego rządów byłoby dla niego brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. Bo jego metoda czasu przyszłego niedokonanego przestaje już działać.
Nawet jeśli, to nie wygląda, żeby Platforma Obywatelska jakoś w tym kontekście obawiała się Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego?
To jest pytanie, czy spadek poparcia dla PO spowoduje wzrost popularności PiS. Teraz partia przyjmuje strategię złagodzenia, żeby właśnie pozyskać tych wyborców.
Kto więc będzie prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej pod koniec 2010 roku?
Lech Kaczyński.
A jeśli nie on, to kto?
To Andrzej Olechowski.
Donald Tusk ma szansę na osiem lat premierostwa?
Nie, bo tak, jak on to robi, nie da się rządzić Polską.
Niejeden już tak prorokował, i to dawno temu.
PR, socjotechniką w długim czasie nie zastąpi się realnego rządzenia.
Moim zdaniem to naprawdę przestaje już działać. I widza to sami platformersi. Tym bardziej, że pomiędzy nimi a Tuskiem wyrósł mur. Widzą, że gotowy jest poświęcić w swoim interesie każdego i wszystko. To będzie go kosztowało w przyszłości bardzo dużo.
Grzegorz Schetyna zostanie wyeliminowany, jak sugerują niektóre gazety?
Musi go bardzo osłabić, ale nie może go zabić. Za dużo o sobie wiedzą. Wystarczy, że Tusk wykręci ręce Schetynie.
Źródło: „Polska Times” http://www.polskatimes.pl/stronaglowna/218635,jacek-kurski-o-premierze-spokojnie-mo-zemy-go-nazywa-kim-ir,id,t.html