Najpierw będzie 30 proc. sukces w wyborach samorządowych, potem marsz po zwycięstwo w wyścigu do parlamentu. Przyszłość Prawa i Sprawiedliwości według europosła PiS Jacka Kurskiego rysuje się w jasnych barwach. A to wszystko dzięki "katastrofalnemu bilansowi rządów Platformy". - kliknij tutaj i oglądaj wywiad na TVN24.
PiS ma przed sobą długi marsz. Już niedługo czeka nas sukces w wyborach parlamentarnych, który będzie odpłatą społeczeństwa za niezrealizowane obietnice PO - powiedział europoseł w "Rozmowie bardzo politycznej" TVN24.
Jego zdaniem trzeba więc dziś rozmawiać nie o "kłopotach PiS" a o "niespełnionych obietnicach wyborczych Platformy Obywatelskiej".
Zanim jednak partia dojdzie do zwycięstwa, według europosła trzeba zmienić wizerunek medialny PiS-u. I to właśnie, zdaniem Kurskiego, różni go od Joanny Kluzik-Rostkowskiej, wyrzuconej z PiS za otwartą krytykę partii.
Ja nic nie mówiłem o wyborach samorządowych (...) Powiedziałem, że z tak dorobioną, niesprawiedliwie przyprawioną gombrowiczowską gębą rzeczywiście trudno będzie wygrać z Platformą - przekonuje.
I dziś wierzy "w paradoksalną mobilizację" elektoratu PiS w czasie, gdy "próbuje się zniszczyć PiS". Według Jacka Kurskiego Platforma po porażce planu związania się z powstającą partią Janusza Palikota, postanowiła dla przyszłej koalicji "oderwać kawałek PiS-u".
- Widać, że jest próba wypączkowania przystawki dla Platformy. Elektorat PiS nie da się nabrać - uważa Jacek Kurski.
Zdaniem Jacka Kurskiego była jednak możliwość zwycięstwa już wcześniej - w wyborach prezydenckich.
Wystarczyło otwarcie mówić o słabościach Bronisława Komorowskiego i dwóch najważniejszych w czasie kampanii tematach: powodzi i katastrofie w Smoleńsku.
- Platforma Obywatelska miała wtedy monopol państwa. Decydowała o zachowaniu wobec dwóch kataklizmów. Przyjęła postawę, że państwo za nic nie odpowiada - mówi. Dodając, że "Rosja Putina (...) nie zasługiwała po takiej hekatombie krwi na zaufanie".
Należało pokazać hipokryzję władzy - dodaje. Oraz wykorzystać sukces podczas zbierania podpisów dla Jarosława Kaczyńskiego przed kampanią. - Dwa miliony podpisów to był rekord świata (...) Te dwa miliony podpisów zostało wyrzucone do piwnicy. - Można było wygrać wybory - dodaje.